Cześć,
W niedzielę miałem niemiłą przygodę. 50 km od domu złapał mnie ulewny deszcz. Ujechałem w nim ok 10km i moto (CBF 600SA, PC 38, 2004r) nagle zgasło. Rozrusznik kręcił, ale nie odpalał. Szczęście w nieszczęściu, że to stało się w środku wioski (a było już po zmroku) i był otwarty sklep. Właściciel okazał się motocyklistą. Zostawiłem u niego moto w garażu wraz z kluczykami. Wróciłem jako plecak z kolegą.
Na drugi dzień mój nowo poznany kolega zadzwonił, że motocykl bez problemu odpalił. W pn po niego pojechałem i bez problemu wróciłem do domu. Nowa, cenna znajomość kosztowała mnie zaledwie litr Jacka Danielsa
Ale teraz się zastanawiam co tak zalała woda, że moto padło. Co sprawdzić i zabecpieczyć by wyeliminować ryzyko na przyszłość? Macie jakieś pomysły?
Pozdrawiam