Zaczęło się od tego, że wyhaczyłem na brytyjskim ebay-u nowiutkie kufry do CBF. Te duże i horrendalnie drogie. Cena: jakieś 1100 zeta po przeliczeniu, od autoryzowanego, z gwarancją. Nieźle, na to czekałem!
Kufry mają drobny mankament: są w innym kolorze niż motocykl, ale co tam. Damy radę Malowanie motocykla ma oznaczenie R320P, czerwona perła (oczywiście to czerwony diament, o czym wtedy nie wiedziałem). Po miesiącu oczekiwania kufry stoją w garażu. Teraz już tylko polakierować i można ruszać w drogę. Pierwsze kroki do Palinala. Mam zaufanie, jeżeli chodzi o 'puszki'. Zostawiam zadupek i czekam spokojnie na telefon. Jednak facet nie podejmuje tematu, choć na lakierach zęby zjadł . Okazuje się, że receptura jest karkołomna i wymaga sprowadzenia wielu kosztownych dodatków. Za efekt, naturalnie, nikt nie odpowiada. Nikt nie chce też wziąć na siebie ryzyka finansowego (ani ja ani on). Przy okazji umówiony lakiernik wystraszył się kłopotów i polecił mi autoryzowany serwis . Krótka rozmowa i już wiem, że elementy są lakierowane fabrycznie, nikogo nie polecą i że mam kłopot. Dobra, nie jednemu psu burek na imię. Jadę do mieszalni RM. Wg ich receptury powłoka jest 4-warstwowa, wszystko x2 ! Łapię kontakt do lakiernika, który maluje motocykle, i ponoć nawet 'robił już ten kolorek'. Po tygodniu jest efekt, oczywiście nie do przyjęcia. Po krótkiej naradzie z lakiernikiem biorę wszystko pod pachę i jadę do mieszalni. Straciliśmy 2 godziny, przygotowaliśmy 3 różne próby ... efekt nie do przyjęcia. Reklamować? Nie da rady. Brak fiszek czyli odniesienia i informacja w karcie technicznej: malować cały motocykl. Nie chcę przedłużać, skończyło się na lakierach Spies Hecker (tylko 3 warstwy i efekt zadowalający). Może ktoś ma podobne doświadczenia (a może to pech po prostu?)?
wniosek: BIEDNEMU ZAWSZE WIATR W OCZY