Witam kolegów/ żanki.
Mam być może banalne pytanie
Podczas włączania pierwszego biegu gdy piec pracuje na ssaniu słychac specyficzne zgrzyty po zębach w skrzyni, sprzęgło bierze dobrze. Czy to powód że są wyższe obroty silnika??
24.07.2006zbigi
redy napisał(a):
>>1. Skoro biegi wbijasz, a nie wlaczasz, to ja sie nie dziwie.
>
> to jest enduro, a o delikatnym wrzucaniu biegów w butach krosowych to raczej
> można zapomnieć
1. Africa, to enduro?
2. To na wuj takie buty?
>>2. Robimy przegazoweczke tuz przed wlaczeniem jedynki?
>
> no teraz to tak leciutko wkręcam na obroty coby nie chciał przygasnąć bo
> jakoś ciężko się kopie tą 250
Podstawowy blad przy wrzucaniu jedynki, to przegazowka. Zwykle wyglada
to tak:
Stoi motocykl z pracujacym silnikiem. Na luzie. Kierujacy zwykle tez
mocno wyluzowany. Silnik na obrotach biegu jalowego kreci sie
niespiesznie. Nagle kierujacy postanawia ruszyc, wiec pierwsze co robi,
to wkreca silnik na obroty... wrum-wrum, Wrruuumm! Wrrruuuuummm!
I jak juz rozpedzi te wszystkie kolka zebate w skrzyni biegow, nada im
ped i impet, to wtedy postanawia wlaczyc bieg. Pierwszy bieg. Samo
postanowienie nie jest takie zle i niebezpieczne. O wiele gorsze jest
to, ze kierujacy nie zna slowa "wlaczac". A zwlaszcza nie zna
zestawienia slowa "wlaczac" i "bieg". Biegi kojarza mu sie tylko i
wylacznie z wbijaniem.
(Dla mnie to dziwne, bo wbijanie mnie osobiscie kojarzy sie ze mlotkiem )
No wiec postanawia - choc wcale o tym nie wie - wlaczyc ten pierwszy
bieg. Naciska dzwignie. Byc moze nawet w pierwszej chwili (lub na
poczatku swej motocyklowej drogi) stara sie zrobic to delikatnie - but
oparty przedobcasem o podnozek, palce na dzwigni, niewielki ruch stopy
i... i nic!
Zapomnial biedaczyna, ze dopiero co - tuz przed chwileczka - zrobil
piekna przegazoweczke! Wkrecil prawie na czerwone, rozpedzil te
wszystkie kolka i koleczka, i co? No i jak teraz bedzie wygladal, skoro
tak powarczal, powarczal, a odjechac nie moze?
Dzialanie jest szybsze niz mysl:
Trzeba wiec te dzwignie, co to ma zmieniac biegi, pocisnac mocniej!
Wiec cisnie i cisnie i wcisnac nie moze!
Oglada sie za jakas familia, ktora by pomogla w wyciaganiu tej rzepki
W miedzyczasie - czesto - robi nastepne przegazowki.
(To chyba z nerw )
I wreszcie noga - w przewazajacej wiekszosci lewa noga - jej
inteligencja zaczyna brac gore nad inteligencja prowadzacego?!
Tak! Tak wlasnie!
Owoz, noga ta - a scislej jej stopa - odrywa sie od podnozka. Unosi sie
na wysokosc. Pewna wysokosc. Zda sie - wystarczajaca wysokosc.
I z tej wysokosci spada na oporna dzwignie!
Dzwignia, jak to dzwignia - obraca sie wokol przypisanej jej przez
konstruktora osi i powoduje obrocenie bebna, ktorego zadaniem jest
przeniesc ruch obrotowy dzwigni na ruch prostoliniowy wodzika kola
zebatego pierwszego biegu. Ten poslusznie stara sie przesunac przypisane
mu kolo, ktore nawet chetnie polaczyloby sie swymi wystajacymi klami z
otworami w tym drugim kole (wszak do tego zostalo stworzone) ale ma
pewien problem: Wyobrazcie sobie, ze stoicie w otwartych drzwiach
pedzacego pociagu. (Moze to byc pociag pospieszny) Pociag ten pedzi
przez stacyjke, na ktorej macie wysiac. W sumie... Moznaby wyskoczyc.
Jakos sie wyladuje na peronie. Problem w tym, ze peron jest zadaszony, a
dach podpierany jest mnogoscia filarow. No i kurde ja na przyklad
mialbym mocne opory przed podjeciem proby wskoczenia w okienko pomiedzy
filarami
Tak wlasnie czuje sie to biedne, male kolko zebate pierwszego biegu. Z
jednej strony popycha je wodzik, a z drugiej strony wiruje przed nim
kolo z dziurami, ktorych nie widac! I jak tu trafic w dziure?
Smuci sie to nasze koleczko pierwszego biegu. Wzbrania. Ale posluszne
wodzikowi (ktory tylko wykonuje polecenia bebna sterujacego, obracanego
przeciez przez dzwignie sterowana przez noge - i to w przewazajacej
wiekszosci przypadkow lewa!) zbliza sie do krecacego sie z zawrotna
predkoscia druigiego kola. Przymyka ze strachu oczy, probuje nawet
wcisnac te swoje wypustki w przynalezace im otwory.
Niestety! Roznica predkosci jest tak wielka, ze wirujace otwory zlewaja
sie w lita sciane!
Nasze biedne male kolko pierwszego biegu wie o tym nawet bez otwierania
zacisnietych przerazeniem oczu. Na pewno wie o tym jego wodzik. Musi o
tym wiedziec nawet gruby beben sterujacy. A i dzwignia - choc jest tylko
prosta dzwignia - zdaje sobie sprawe z powagi chwili. Trudno zreszta
zeby sobie nie zdawala - wszak naciskana przez spadajaca z gory noge
wygina sie w luk i napreza ze wszystkich sil aby polaczyc z soba dwa
zupelnie niekompatybilne w tej chwili swiaty: Zda sie bezduszne i glupie
zbiorowisko jakichstam kolek zebatych, bebnow, wodzikow i dzwigni oraz
swiat inteligentnych istot zwanych ludzmi, a reprezentowanych przez
noge, z ktora ma bezposredni kontakt.
Nie wie jednak rozpieta pomiedzy dwoma swiatami dzwignia, iz ten
przedstawiciel ludzkosci, to jest tylko noga - i to w przewazajacej
wiekszosci lewa noga - na dodatek bioraca gore swa inteligencja nad
rozumem kierujacego! A przeciez wszyscy mamy wyrobiona opinie, co do
inteligencji nogi. I to lewej nogi!
No wiec wygina sie ta nasza dzwignia, napreza, naciska na gruby beben
sterujacy, ktoremu tak naprawde jest wszyyyystko jedno - kaza sie
obrocic, to sie obraca. No i obracajac sie przesuwa wodzik, ktory swymi
stalowymi, choc jakze delikatnymi, ramiona stara sie przesunac nasze
biedne, male, przerazone kolko pierwszego biegu. Jego wystajace wypustki
(zwane czasem klami) tra swymi czolami o utworzona z wirujacych dziur
powierzchnie. Zaczynaja sie pocic, az wreszcie jest! Pierwszy kiel cos
zlapal! Hurra! Niestety - wypuscil! Ale zaraz drugi - moze ciut
inaczej ustawiony - tez zaglebil na chwile w ktoras z dziur. Tez odpadl.
Wszystkie kly zachecone namiastka powodzenia probuja jeszcze raz - kolko
ciut zwalnia swe szalencze obroty, sciana z otworow przestaje byc
sciana, a zaczyna powoli przypominac otwory. Wreszczie - po kilku
nastepnych nieudanych probach wejscia kla w otwor - oraz przy dalszym
spadku obrotow wirujacego kola, - wreszcie wtedy to wlasnie nasze biedne
male kolko pierwszego biegu sadowi sie z wielka ulga swymi klami w
otworach tego drugiego, ktore tak wirowalo. A przeciez nie jest mu
wrogiem - wrecz przeciwnie. Zostali pomyslani i stworzeni po to by
wlasnie byc para - laczyc sie i rozlaczac kiedy tylko zapragnie tego
wodzik. Posuwany przez gruby beben sterujacy obracany przez dzwignie,
ktorej drugi koniec jest gdzies tam, poza karterem i podobno miewa
kontakty z inteligentnymi istotami zyjacymi w jakims dziwnym swiecie
(Nie wie biedaczysko, ze drugi koniec dzwigni ma kontakt tylko z noga -
w przewazajacej wiekszosci lewa - tychze inteligentnych istot)...
Tak mniej wiecej wyglada historia malego kolka pierwszego biegu w
skrzyni biegow silnika motocykla, ktoremu kierujacy funduje przegazowke
i wbijanie biegow.
>>3. O rozklejaniu sprzegla w zimnym silniku slyszales kiedys?
>
> nie ruszam do boju na zimnym silniku, zawsze te 5 minutek pochodzi przed
> katowaniem
1. Chocby chodzil i godzine, to sprzeglo nadal bedzie sklejone zupelnie
tak samo jak w zimnym silniku.
2. Stac z pracujacym silnikiem 5 minut i czekac na Godota? Byzysensu
--
pozdrrrrowienia i... do zobaczenia na szlaku
zbigi [@:zbiegusek na wirtualnej polsce w domenie pl]
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 125 gości