zanim zacznę rozbierać moto to opisze swój przypadek i jednocześnie proszę o pomoc we wskazaniu właściwej ścieżki postępowania
aha. wczorajsze popołudnie i wieczór spędziłem na miłej (bo z piwem w reku) lekturze postów ze słowami kluczowymi alternator, regulator itp
chronologicznie jakoś z rok temu zauważyłem problemy z nawigacją. mam Larka bezpośredni podłączonego do aku. Naładowany i włączony w stację dokującą po przekręceniu zapłonu wskazywał stan ładowania. Niestety po jakiś 7 - 8 h godzinach pracy padał. w pierwszej kolejności zrzuciłem to na już padniętą baterię. Tak wiec wymiana. al niestety na nowej to samo.
drugi akcent to akumulator. po zimie trup. ale naładowany i moto odpala za 1 razem. i tak do wczoraj
wczoraj wybrałem się z koleżanka na wypad do Sierpca. a że zgłaszała problem ze swoim akumulatorem (dzień wcześniej jej padł na stacji diagnostycznej) wyjechałem do niej wcześniej pakując swoja ładowarkę. okazała się zbędna bo moto odpaliło bez problemu. ale że czas na kawę to podłączyliśmy zestaw i niech się choć trochę aku podładuje.
kawa dopita ruszamy w drogę. po jakis 60 km była przerwa na wymianę kasku (test inneg) i zjazd na stację benzynową. wymieniamy, przebieramy (jak to z Kobietami bywa) i w drogę. no nie za bardzo bo moje moto nie rusza. slaby prad tak, ze nawet nie zakręcił silnikiem. Konsternacja. a tu proszę przezorna Koleżanka wyjmuje z kufra moją ładowarkę.
tak wiec aku z opakowania i idziemy na lody i hotdogi na stację. aku się ładuje. od wartości ok 11.1 do 12.1. pojedzone, poładowane. wkładam akumulator do motocykla i konsternacja co będzie. jest dobrze. pali za pierwszym razem. Męska decyzja (okazuje się że słuszna) nici z wycieczki powrót. w drodze powrotnej po jakiś 30..40 km widzę, ze zaczyna migać kontrolka ABS. i za jakiś czas zaczyna szarpać silnikiem. Zastanawiałem się czy nie zostawić moto u Koleżanki ale zaryzykowałem powrót do domu. założyłem że jazda z obrotami powyżej 4k powinna dać radę. jak jechałem wolniej to starałem się zrzucać biegi na niższe aby utrzymać obroty w wyższym zakresie). udało się i dojechalem do domu. w sumie lekko ponad 100 km od momentu podładowania aku. przed samy wjazdem do garażu nie było już świateł i nic się na desce nie wyświetlało. na jakieś 10..12 m przed moim miejscem postojowym moto zupełnie zdechło.
wymontowałem wieczorem aku i podłączyłem do ładowania. dziś z rana wskazało 12.2 V
i teraz pytania
najpierw z cyklu te mniej inteligentne
- czy jadąc z tm problemem mogłem coś uszkodzić w moto?
- czy te problemy mogą wynikać ze starego już jakby nie było akumulatora, który zwyczajnie w świecie się juz skończył (ma na pewno więcej niz 4 wiosny)
i dalsze dotyczące co robić:
1. podłączam aku do moto, odpalam i sprawdzam na klemach jaki mam prąd
2. rozbieram lewy zadupek i robię diagnostykę "prądów" na kostce wg procedury Zbycha (czyli woltaż pomiędzy poszczególnymi pinami złącza a potem wartość oporu pomiędzy pinami a masą)
3 z tej diagnostyki powinienem mieć odpowiedz o co kaman
ufff
i najgorsze w tym wszystkim, ze mi się środa w Honda Plaza rozjechała.....
podsumowując jeszcze raz poproszę o jakieś sugestie