Trochę "odgrzebię" temat, by trochę uczulić innych na tego typu problemu.
Mniej więcej w połowie sierpnia pojechałem do wulkanizacji by wymienić oponę, co mi odradzono, ale o tym pisałem już powyżej, tak czy inaczej przekładkę odłożyłem na wiosnę.
Po zakupie, po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów na tej tylnej oponie zauważyłem takie małe „skaleczenie”, które jak uznałem że powstało po najechaniu na jakiś twardy przedmiot, ale było to na tyle małe że nie uznałem uszkodzenia za niebezpieczne.
Jednak na początku września po przejechaniu moim motocyklem ok 1500 km zauważyłem przy myciu maszyny, że uszkodzenie się bardzo powiększyło, rozwarstwiło, a dokładniej wyglądało to tak jakby po starciu pewnej warstwy gumy zaczęło na wierzch wychodzić coś od środka.
Pojechałem do warsztatu mojego nowego znajomego na wymianę opony na nową i trochę zlałem się potem.
Handlarz od którego kupiłem motocykl, przyznał, że przed sprzedażą osobiście przełożył starą zdartą oponę na kilkuletnią którą miał pod ręką ale z dobrym bieżnikiem. Nie podejrzewałem jednak że użył do tego „zawulkanizowanego” śmiecia który nigdy nie powinien trafić na jakąkolwiek felgę. Okazało się że opona była wcześniej przebita na wylot i to w sposób który ją zdyskwalifikował do naprawy.
lata1.jpg
Jednak jak się okazało, dla polskiego handlarza nie ma części całkowicie zużytych, ponieważ oponka została naprawiona metodą chałupniczą poprzez wklejenie kawałka gumy, a konkretnie trójkątnego wycinka z innej opony. Z zewnątrz prawdopodobnie było to zamaskowane na gorąco gumą, a potem ładnie zasmarowane czernidłem do opon. Chłopaki z warsztatu stwierdzili że takie arcydzieło trafiło się im po raz pierwszy.
lata2.jpg
lata3.jpg
Nie masz wystarczających uprawnień, aby zobaczyć pliki załączone do tego postu.