Wyciągnąłem moto z garażu i kicha, akus zdechły. Nie kręcił ,tylko pykał. No to pod prostownik i z 16 godzin się ładował. Prostownik wskazał full, motek zakręcił bez problemu i odpalił od pierwszego strzała. Pojeździłem (z kilkoma przystankami, gaszenie i odpalanie) i odstawiłem na tydzień... Chciałem jechać na jajcarnię, wyciągam motka a tu dupa - znowu nie kręci. Zdechł. Odpaliłem od aku z samochodu, sprawdziłem ładowanie - ładuje (jałowo 12 z hakiem V, po przekręceniu lekko manetki skacze do ponad 13V). Pojechałem na jajcarnie z kablami w kufrze, bo przecież za nic nie odpuszczę
Jak już się zbierałem spowrotem to zakręcił i zapalił, ale jakoś niefortunnie mi zgasł pod górkę. Jak wcisnąłem starter, to ledwo zakręcił, ale na szczęście odpalił. Pojechałem jeszcze w 3 inne miejsca z gaszeniem i odpalaniem i dało radę. Pod koniec zeszłego sezonu jeszcze tak nie było i teraz mam dylemat czy to aku czy coś zaczęło żreć prąd (ale przed zimą nic nie żarło!). Mam podejrzenie, że to może coś się stało z ładowarką przy uchwycie na telefon (chińczyk), którą z braku czasu i środków wpiąłem po prostu prosto pod aku. No ale wcześniej tak nie było, stał długie okresy i zawsze palił, a o tym żeby aku padło to nie było mowy. Stał całą zimę w ciepłym (15+ stopni) garażu. Sprawdzę to jak wrócę (delegacja), ale już się szykuję żeby coś kupić. Z tego co widzę do mojej Hani to 6AH.... mówicie że Excide dobry?