Pojechałem kupic kamere gopro dzis, w drodze powrotnej złapał mnie ulewa gigant. Potem jeszcze pokrązyłem po Gliwicach. Motocykl dwa razy był gaszony. Podczas ostatniego odpalania kątem oka dostrzegłem mała chmurke białego dymu która wydobyła sie z okolicy głowki ramy. Ale moto odpaliło. Po stu metrach kontrolka ABS zaczęła świecic bardzo czesto, juz wiedziałem ze cos nie bangla. Po paru kilometrach podczas wyprzedzania nagle straciłem moc, silnik zaczął prychać. Zszedłem do 4 tysiecy obrotów i tak sie toczyłem licząc ze dojade jakos do domu ( a jeszcze 25 km bylo do garazu) . Po paru minutach zauważyłem ze padła mi deska rozdzielcza, predkosciomierz i obrotomierz spadły do zera. Jakos tak pojechałem z 3 km i w pewnym momencie Locha zgasła i juz nie zagadała.
Szybka akcja ratunkowa i po godzinie przyjechała laweta. Mówie wam wstyd jak chuj, mijały mnie suzuki i kawasami, wszystkie na chodzie a Honda wciągana na lawete. Najadłem sie wiecej wstydu niz podczas mojego pierwszego razu. Zebyscie widzieli te kpiące spojrzenia ludzi na kawasaki i suzuki. KURWA.
A oto zdjecie bo nikt mi nie uwierzy ze Hondy sie sypia w trasie