Bloodhound napisał(a):Mój kolega w pewnym momencie przesiadł się z ciężkiej armatury na GS 1200, nowego. Tak mu ta zmiana przypasowała, że potrafił w jeden sezon zaliczyć Maroko i Gruzję na 2oo. Nosiło go strasznie przez cztery sezony. W sumie kupił trzy GS-y, średnio co półtora roku nowy. Przebiegi roczne wychodziły mu właśnie pod 50 kkm i o ile dojazd do takiej Gruzji odbywał się po cywilizowanych drogach, to już na miejscu zabawa wyglądała zgoła inaczej. Oglądałem zdjęcia i filmy z tych jego wypadów i mógłbyś nie uwierzyć, co ten motocykl przeszedł. Np. w Maroku zjechali na kamieniste wybrzeże oceanu, bo chcieli przejechać pod skalnym łukiem klifu wchodzącego w morze. Kumpel zatrzymał się, żeby zrobić fotki i gdy chciał ruszyć, bo nadchodziła duża fala, która co któryś raz solidnie zalewała to miejsce pod łukiem, niestety nie zdążył. Koło wkopało się na sporych kamieniach jak otoczaki i chłop miał szczęście, że nie porwała go razem z motocyklem. Generalnie moto się całkowicie skotłowało w morskiej wodzie. Jakoś je wytargali i potem osuszyli co trzeba. Ale sprzęt od strony elektroniki płatał już potem różne figle. Jego sprzęty sprzedawały się jak bułeczki. Świeże roczniki, serwis tylko w ASO, jeszcze sporo gwarancji, 60-70 kkm nalotu ...
I nie on jeden tak moto eksploatował.
Nie wiem jak to teraz wygląda, ale kupując nowego GS dopasionego prawie we wszystkie sensowne opcje, dostawał pakiet gwarancyjny z klauzulą, że przypadku trwałego unieruchomienia motocykla, do 24h podstawiają mu inny sprawny egzemplarz do praktycznie wszystkich krajów europejskich i do 48h w wyznaczonych poza Europą. No się się kolega bawił. Płacę, wymagam, dostaję.
Tak więc, co z tego, że motocykl 90% przebiegu zrobił po asfalcie, gdy te 10% to było jak wyprawa na front.
A że za ciężki na pewne zabawy? Jest bardzo spora grupa ludzi, którzy na uwagi, że są lepsze sprzęty do takich upalań stwierdzają tylko "potrzymaj mi piwo".