Ostatni wyraz mojego pierwszego zdania mógłby w zasadzie kończyć jedyne zdanie tej recenzji, ale jednak się lubimy, to wam napiszę

Pod Hondą Plaza w Warszawie otrzymałem krótkie przeszkolenie z obsługi kąkótera pokładowego, szybka instalacja apki na telefonie i połączenie telefonu z motocyklem przez BT - chciałem sprawdzić jakie cuda techniki dzisiaj oferują te nowe jężdżące komputerki, szybki ogląd motocykla dookoła, aby zerknąć po pierwsze czy nie jest poobijany, a po drugie, jakie ma wyposażenie. Znalazłem quickshifter. Będzie braap klik braap klik braap - już się cieszę... o tym dalej.
Wsiadam, odpalam, sprzęgło, jedynka, ŁUP. O w mordę, zepsułem skrzynię? Nie, chyba nie, to skrzynia hondy, pierwszy bieg zawsze powiadamia całe skrzyżowanie o zajściu. Ruszam, sprzęgło, dwójka, ŁUP... teraz już się domyślam, prawdopodobnie w BMW zostały im stare skrzynie więc honda je odkupiła.
Pierwsze kilometry jadę w korkach (nie do uszu - o tym też będzie potem), więc są niskie prędkości i przeciskanie się między samochodami. Zacząłem to robić już na pierwszych światłach, co znaczy że motocykl prowadzi się łatwo i jest zwrotny przy niskich prędkościach. Pod jednym jednak warunkiem - że tocząc się, nie zamkniesz gazu. Jeżeli to zrobisz, następuje silne hamowanie silnikiem i chcąc odzyskać ciąg i delikatnie potoczyć się dalej, przekręcam manetkę, również delikatnie, ale nic się nie dzieje. FlyByWire nie dotarło do komputera, więc odkręcam odrobinę więcej i więcej i więcej i... kopniakiem w plecy motocykl oznajmia, że zajarzył, że jedziemy jednak dalej. Szarpnięcie jest na tyle mocne i na tyle zaskakujące, że motocykl odjeżdża, dupa moja posadzona na nim odjeżdża ale głowa potrzebuje chwili aby dogonić resztę zwiastując to silnym wychyleniem w tył. Nie może być, myślę sobie. I próbuję sytuację powtórzyć, tylko delikatniej - NO WAY! Za każdym jednym razem, niezależnie od tego czy jedziemy 5, 50 czy 139 (o tym też będzie dalej) na godzinę, po zamknięciu gazu i jego ponownym dodaniu jest kopnięcie w plecy, do którego po chwili się przyzwyczaiłem i spinałem mięśnie karku by jednak odjeżdżać z głową na miejscu. Co ciekawe, gdy tylko odejmiemy trochę gazu, nie zamykając go całkowicie, motocykl wraca do ciągu gładko i bez żadnych kangurów. Fatalne zestrojenie komputera.
Zrobiło się luźniej to sobie myślę, że sprawdzę quickshifter - tak wszyscy je chwalą i tak fajnie robią braap klik braap że to musi być fajne, że też tak chcę! Na kolejnych światłach powtarzam sobie, żeby trzymać gaz, nie dotykać sprzęgła i przebijać biegi w górę przy przyspieszaniu (wiele lat bez qs trochę mi weszło w nawyk), dajmy się wykazać elektronice. I co? Elektronika albo się nie zorientowała, że ma teraz odpuszczać na ułamek sekundy gaz albo tak ma być. Nie ma żadnej w tym płynności a skrzynia zachowuje się prawie tak, jakbym ten numer odwalił w skrzyni bez quickshiftera. No słabe to. Próbuję na różne sposoby, przy różnych obrotach i przy różnych poziomach odwinięcia manetki i JEST! Znalazłem ustawienie, w którym wyraźnie czuję, że to jest to, że QS działa. Tyle tylko, że to powinno działać przy każdej prędkości, lub prawie każdej i przy każdym obciążeniu silnika. A tymczasem każde przebicie biegu w górę lub w dół bo QS działa również w dół, wiąże się z dosyć silnym szarpnięciem. Gdy zmieniam biegi samodzielnie, z szybkim odpuszczeniem gazu i sprzęgłem - biegi wchodzi ciszej i bez szarpnięć. Całe 2 godziny się tym bawiłem i wiem na pewno - QS od hondy to "chłyt marketintoty". Nie chciałbym go nawet gdyby go dodawali za darmo. Być może to wynika z mojego braku umiejętności - pomyślałem jeszcze wtedy, ale później przekonałem się, po jeździe próbnej Triumphem Tigerem 900 GT, że to jednak problem z hondowskim zestawem silnik - skrzynia - elektronika - quickshifter.
Rozpędziłem się do 100 km/h. I doszło do mnie, że bez zatyczek do uszu nie dam rady, stracę słuch. Wiecie co tak hałasuje? Tylna opona. Huk jest tak głośny, tak donośny i świdrujący, że zjechałem na pobocze i założyłem motosafe'y by móc kontynuować jazdę. Nie wiem czy to tak musi być, czy te adventure'owe opony zawsze tak hałasują (jak się później okazało, w BMW F850GS były głośne, ale jednak spoooooro cichsze od tych hondowskich, tak ze 2-3 razy).
No to teraz tryby jazdy. Z salonu wyjechałem na ROAD i najpierw uliczne zatwardzenie, potem zabawa QS, zakładanie zatyczek - nie było czasu się tym bawić. Zmieniam na DYNAMIC i... nie zauważam żadnej, najmniejszej nawet róznicy. Ale jakże byłem mało spostrzegawczy

Zatrzymałem się w Grodzisku w spokojnym miejscu i chciałem sobie obejrzeć motocykl raz jeszcze, pod kątem jakości jego wykonania. I powiem wam, że gdy dzisiaj ładnie wykończony motocykl kosztuje 70 czy 80 koła to wiem już skąd się wzięła cena 48900 za gołego Trampka. Plastiki są chyba zrobione ze zmielonych szczotek do kibla, kufer centralny w nowym motocyklu narywa na dziurach i telepie a jego jakość nie różni się niczym od tych chińskich kuferków w chińskich skuterkach za 1999,99 z marketów. Naprawdę... Brak regulacji przedniego zawiasu (w BMW też jej brak), regulacja napięcia wstępnego tylnego amortyzatora tylko kluczem hakowym, generalnie poza wygodnymi i ładnymi kanapami i wyraźnym wyświetlaczem, wszystkie części motocykla robią wrażenie wyprodukowanych tak, aby spełniały tylko jeden warunek - były najtańsze jak to tylko możliwe.
Na plus są zegary, a raczej mały acz wyraźny tablet przed oczami kierowcy oraz prostota jego obsługi. Joystick do sterowania komputerem znajduje się w idealnie intuicyjnym miejscu, tam gdzie normalnie sięgam po kierunkowskazy. Można się domyślić, że przez skrzyżowania przelatywałem bez kierunkowskazów, za to ze zmienionym ekranem w komputerze, albo próbowałem zmieniać ekrany w komputerze mrugając (dla najdalej wysuniętej na północ dzielnicy sosnowca czyli warszawy - mrYgając) kierunkami. Po połączeniu się z apką i wyrażeniu zgody na wszystko co tylko możliwe, można sparować telefon z motocyklem przez bluetooth. Wskazówki nawigacji pokazywały mi tylko strzałkę do przodu, nie widziałem żadnych innych strzałek, a jednak zakręty i ronda były. Miałem sparowany telefon z interkomem i z motocyklem jednocześnie. Fajna rzecz to możliwość odpisywania na wiadomości, które dochodziły do mnie z whatsapp, w czasie jazdy, poprzez dyktowanie. Wszystko się dzieje na ekranie motocykla i w słuchawkach. Mówi od kogo wiadomość, o jakiej treści i czy chcę odpowiedzieć, po czym przerabia mój głos na tekst i wysyła. Dobra opcja dla uzależnionych od komunikatorów. Ja na motocyklu wolę jednak spokój.
Silnik, chwalony przez dziennikarzy (myślę, że oni nie mogą być już niezależni, aby móc w ogóle testować motocykle) - moim zdaniem to nieporozumienie. O ile w Trampku ten silnik można uzasadnić, to nieporozumieniem było wsadzenie go do horneta i nazwanie motocykla hornetem.
Silnik do 3.5 tysiąca obrotów, gdy traktujemy go delikatnie jedzie zdradzając brak kultury, trzęsie się nieprzyjemnie, ale jednak akceptowalnie. Gdy poniżej 3.5 tysiąca i na wysokim biegu (czyt. 5 - do tego jeszcze zaraz wrócę) odkręcimy manetkę mocniej, to odnoszę wrażenie, że mieli się w nim coś trzepiąc w każdą stronę, w bliżej nieokreślony, nieprzyjemny sposób. Po przekroczeniu 3.5 tysiąca a bardziej 4 zaczyna ciągnąć, ale ciąg kończy się bardzo szybko bo to ma czerwone pole zaraz po 8 tysiącach (o ile mi się nie pomyliło z BMW) i mamy koniec jazdy. Wychodzi z tego, że ma bardzo wąski zakres użytkowych prędkości obrotowych. A wracając do 6-tego biegu, jest to nadbieg, którego używamy tylko powyżej 120 km/h jeżeli nie chcemy narażać się na nieprzyjemną pracę silnika. Uważam jednak, że ten silnik pasuje do Trampka. Nie pojmuję jednak jak mogli go włożyć do horneta.
Honda jaką znaliśmy nam się skończyła. Gdy rozpocząłem rozmowę na temat jakości i gównolitości całego tego motocykla, sprzedawca zaczął od porównania rynku europejskiego z rynkiem... indyjskim i w tym miejscu moglibyśmy w zasadzie postawić kropkę, zamykając temat. Jak to sprzedawca, gdy poruszyłem temat horneta - przeszedł do ataku pytając, ile ten dobry hornet kosztował gdy był nowy, porównując do dzisiejszego - i przyznałem mu, że 11 lat temu pewnie ze 35-40 koła, czyli tyle ile dzisiaj, po 11 latach kosztuje nowy. W hondzie chodzi tylko o kasę. Nie ma w niej miejsca na motocykle kultowe, dla motocyklistów. Honda stała się marką motocykli użytkowych, podręcznych, codziennych wołów roboczych, które mają być tanie i nie psuć się przesadnie przy zwożeniu kartofli (dla północnej dzielnicy sosnowca - ziemniaków) z pola
Amen.
PS "Opiszę Wam też jeżeli chcecie wrażenia z jazdy Tigerem 900 GT i BMW F850 GS. Byłem umówiony na jazdę próbną też wersją Adventure "małego" GS'a ale wersja nieADV zrobiła mi psikusa, który wyeliminował wersję ADV z kręgu motocykli, którymi chciałem się przejechać
